Cześć, mam na imię Chudy. Chciałbym opowiedzieć Ci pewną historię. Jak każdy student, starałem się znaleźć jakąś dorywczą pracę, by nie utrzymywać się tylko jak pasożyt z pieniędzy rodziców. Przeglądałem gazetę, w poszukiwaniu jakieś ciekawej oferty... i znalazłem!
"Pracownik na stanowisko ochroniarza nocnego potrzebny od zaraz"- pisali.
Trochę odrzucało mnie miejsce pracy. "Wesoła pizzeria u Freddiego"? Jakaś restauracja dla małych dzieci, ze sceną, na której stały kukły grające na instrumentach. Na początku nie brałem tego pod uwagę. Co jeżeli jakiś z moich znajomych się dowie? Wyśmieją mnie!
W końcu, gdy nie było innych lepszych ofert, zdecydowałem się na nią.
Przyjecie mnie na to stanowisko nie stanowiło żadnego problemu. Ba, szef prawie błagał mnie abym je przyjął. Po całej rozmowie, oprowadził mnie po pizzerii. "To miejsce wygląda strasznie dziwnie." Myślałem, chodząc po korytarzach. Nie tylko podłoga a i ściany były pokryte kafelkami tworzące szachownice. Aż głowa bolała, gdy się tamtędy przechodziło. W końcu doszliśmy do sceny. Lalki, jak lalki, sterowane automatycznie. Fioletowy królik, żółta kaczka i brązowy miś. Moją uwagę przykuło uzębienie każdego z nich. Od kiedy kaczki maja zęby? Nieważne.
Po tym, szef mi pokazał jeszcze jedną lalkę. Na zapleczu, za kurtyną stał okurzony lisek-pirat. Miał opaskę na oko i hak. Szef mi wyjaśnił, że jest zepsuty od kilku lat. Po ostatniej lalce pożegnaliśmy się.
Pierwsza noc. Ledwo zdążyłem rozpakować swoją "kolację" na potem, zdjąć płaszcz i czapkę, w moim biurze zadzwonił telefon. "Halo? Haloo? Cześć! Dzwonię tylko, by dać Ci parę wskazówek. Pracowałem tu przed Tobą tydzień temu. To, co Ci teraz powiem, może Cię trochę zaskoczyć... Te lalki się ruszają. Coś jakby... Miały włączony tryb swobody na noc. Czy ja je obwiniam? Skądże. Sam bym chciał się trochę poruszać w nocy, gdybym grał przez 30 lat dzień w dzień te same utwory, bez dnia z kąpielą. Po prostu się nie martw. Aha, nie pozwól im wejść do swojego biura, bo mogą trochę namieszać. W razie czego, możesz zamknąć drzwi dodatkowym żelaznym włazem, ale uważaj, to jest stara pizzeria. Prąd się szybko marnuje i szybko może paść całe zasilanie. Trzymaj się!" Osłupiałem. Ruszające się lalki?! Tego nie było w kontrakcie! Nieważne. Dam sobie radę, przecież lalki jeszcze nikogo nie zabiły, a co dopiero króliczek z gitarą?
Po prawej od monitoringu był wskaźnik energii w pizzerii. Było 99%. "Do 6 rano powinno starczyć" pomyślałem. Przyjrzałem się monitoringowi. Wesoła trójeczka na swoim miejscu, lisek też spokojnie siedzi za kurtyną. Tylko czy wtedy jego pysk tak bardzo wystawał zza zasłony? Pewnie tak, jest późno, wydaje mi się tylko. Nie minęło nawet 10 minut, kiedy popadłem w niekontrolowaną drzemkę. Obudził mnie jakiś trzask w restauracji. Na wpół śpiący, przejrzałem monitoring. "A jednak miał rację..." Kaczka i Królik stały między stołami w jadalni. "Pewnie jakiś żarcik ze strony innych pracowników". Spojrzałem na liska, a raczej jego brak. Nie było go tam! Szybko przejrzałem inne kamery.. Po czym spojrzałem na monitoring korytarza prowadzącego do mojego biura i prawie dostałem zawału. Lisek przeraźliwie szybko biegł w kierunku mojego biura. Szybko oderwałem się od monitora i wcisnąłem przycisk włazu po lewej stronie. Zamknął się natychmiast. Nagle coś z niesamowitą siłą uderzyło w niego. Waliło w to jak oszalałe. "To tylko lalki", myślałem sobie, "To tylko tryb swobody.".
Po chwili trzaski ucichły. Sprawdziłem monitoring. Lisek był na swoim miejscu, za kurtyną. "Pewnie mi się przyśniło..." Pomyślałem.
Sprawdziłem inne. Królik na swoim miejscu, Miś też..Kaczka?
Przejrzałem inne kamery. Stała sobie na łączniku między miejscem dla klientów, a miejscem dla pracowników, parę korytarzy przed moim biurem. Wydawało się, jakby patrzyła prosto w kamerę. Sprawdziłem stan zasilania. 43%. Godzina? 3 w nocy. Powinno wystarczyć. Spojrzałem znowu. 36%? Jak to?! Właz! Zapomniałem go wyłączyć, a podobno strasznie pobiera zasilanie. Szybko go otworzyłem i zapaliłem światło na korytarzu. Tuż przed moja twarzą pojawiła się twarz Misia, z koszmarnym uśmiechem na ustach. Krzyknąłem, odskoczyłem jak oparzony i z powrotem włączyłem właz. Spojrzałem za siebie. W okienku przez który widziałem korytarz zobaczyłem patrzącą się na mnie Kaczkę. Szybko wstałem i włączyłem drugi właz. Byłem przerażony. Sprawdziłem stan energii. 15%. Cholera, nie zdążę! Przejrzałem monitoring. Wszystkie lalki oprócz kaczki stały na swoim miejscu. Spojrzałem w wcześniej wspomniane okienko. Nie było jej tam. Postanowiłem otworzyć włazy. Nikogo przed nimi nie było. 10%. Godzina 5 rano. Mam szansę zdążyć. Z nudów przeskakiwałem między kamerami, gdy nagle jeden monitor był cały wypełniony twarzą Misia, jakby stał zaledwie kilka centymetrów od kamery. Spadłem z krzesła. Usłyszałem kroki na korytarzu. Zerwałem się, zamykając właz. 4%. Godzina 5:14. Nagle, właz się sam wyłączył. Zgasły wszystkie światła, wszelka elektronika wygasła. Siedziałem w mroku oniemiały. Nie miałem odwagi poruszyć się chociaż na milimetr. Siedziałem w tej ciemności kilka minut, które dłużyły się jak godziny. Nagle zaczęła lecieć jakaś muzyczka. Muzyczka z opery "Carmen" trochę przerobiona, na taki dziecięcy styl. Po prawej coś błysnęło. Pełny nadziei spojrzałem tam. Świeciła się para oczu. To Freddy, wesoły Miś. Lecz tu nagle wyskoczył jakiś typ w masce ducha i rozwalił freddiego ... (...)
==================================================================================================================================================





- Czego chcesz?! - wybuchnął władca Tevaru - Mam tu naradę wojenną i nie pozwolę sobie, by ktokolwiek mi przerywał, nawet mag!
- Lisz... - powiedział mag, a to jedno słowo zmroziło wszystkich.
Nikt tak naprwadę nie wie, kim, ani czym są te istoty, legendy głoszą, iż są to demony nienawiści, przywoływane przez członków Kultu Przeklętych, lecz kult ten dawno został wytępiony, a Lisze wciąż się pojawiają...
......................................................................................................................................................
- Władco Gonarze - powiedział posłanec, klękając - wieści o powstaniu Lisza dotarły już na Pustynię Piołun, Dębowe Góry i do sąsiednich państw, wszyscy udzielą nam całkowitego wsparcia militarnego. Oczekujemy także na wieści od Zakonu i... - wtem zamilkł, w całym zamku nagle zapadł mrok, każda świeca i pochodnai zgasła, jedyne co było widać to pentagram koloru krwi, na środku sali... Strażnicy momentalnie wyciągnęli broń, a z gwiazdy wynużyło się pięć postaci odzianych w czarne szaty.
Jeden z królewskich gwardzistów rzucił się do ataku, lecz postać chwyciła go za gardło, ukazując mu swe białe ślepia, a ten zamarł, by po chwili wydać z siebie swój ostatni najstraszniejszy krzyk i paść trupem...
Nikt nie był w stanie choćby drgnąć, wszyscy z przerażeniem patrzyli na mrocznych przybyszy, wtedy postacie przemówiły jednym głosem, przypominającym demona.
- Oto nadchodzi kres, mrok nieustający się zbliża, Sejtan przybył, oto pierwszy z ostatnich, król zmarłych i król przeklętych, oto Sejtan, oto Lisz, ostatni, choć pierwszy... - to powiedziawszy pochylili się lekko na znak szacunku dla władcy i kontynuowali - Oto krąg Twych magów, krąg nekromancją skażony, oto przybywamy, by ponieśc z Wami chorągwie, by zatrzymać OSTATNIEGO - po ich ostatnim słowie wszystko wróciło do normy, świece znów płonęły, a postacie tak szybko jak przybyły, zniknęły...
....................................................................................................................................................
- No, jak Francis, gotowy?- zapytał, lekko drwiącym głosem Kryptos, ubierając właśnię ciężką zbroję płytową.
- Jak Ty w ogóle możesz z tego szydzić, idziemy w pierwszej linii, W PIERWSZEJ LINII - wrzasnął - to MY pierwsi ujrzymy bestie przywołane przez to gówno! Na coś takiego - tu przerwał na chwilę - nie można być gotowym... - powiedział i zamilkł, przypominając sobie swojego dziadka ruszającego w bój, by chronić Tevar, właśnie przed Liszem, dziadka, którego nigdy więcej nie zobaczył.
Francis więcej się nie odezwał, odszedł zostawiając Kryptosa samego.
......................................................................................................................................................
Dzień wymarszu był czymś... Przerażającym, w całym Tevarze dało się słyszeć płacz, kobiet, mężczyzn i dzieci, każdy wiedział, że może więcej nie ujrzeć tych, którzy są mu bliscy.
Jak się szybko okazało, nekromanci mieli rację... Gdy wojska były już gotowe, rozległ się krzyk, który rozdzierał umysł, a krzyk ten przemierzył całą krainę, zawierał jedno słowo: SEJTAN...
.................................................................................................................................................
Sześć dni od wymarszu nastąpiło zaćmienie słońca, które nie ustępowało. Dnia siódmego, widzieliśmy spalone wioski, a nawet miasta. Plaga Lisza rozpoczęła się. Na ulicach leżały rozczłonowane zwłoki, cześć była nadgryziona, na każdym ciele widać było ropiejące guzy wielkości pięści. Nastał dzień ósmy, tego właśnie dnia mieliśmy stanąć naprzeciw przerażającej hordy Lisza. Staliśmy w mroku z pochodniami ustawionymi przed każdym oddziałem co dziesięc kroków.
Był to piękny widok, dowódcy wydającego ostatnie rozkazy, wojska władcy Gonara stały na środku polany, o ile tak można było ją nazwać, gdyż wszytko co na niej rosło zgniło, co zwieszczało przybycie Lisza. Na lewej flance miejsce zajęły oddziały wojsk sąsiednich państw, czyli ciężko uzbrojona piechota Maratu, obok nich topornincy z Nagaty, zaś dalej Asmańsk konnica uzbrojona w długie lance i tarcze. Na prawej flance stanowisko obrała lekko opancerzona jazda Xur, a dalej barbarzyńskie armie z Dębowych Gór i Pustyni Piołun.
Na wzgórzu za nimi stali łucznicy i kusznicy wszelkiej maści, na samym końcu stali wojownicy Zakonu, odziani w białe zbroje, białe tarcze i białe miecze, na swych czarnych koniach, stanowili ostatnią linię... Po Nekromantach nie było śladu.
...............................................................................................................................................
Czas oczekiwania dłużył się w nieskończoność. Wszyscy wiedzieli, że wróg już tam jest, Lisze uwielbiały napawać się strachem...
Cisza, tak ciężka i bolesna, przerwana została w sekundę, gdyż słychać było tysiące kroków, strzelcy przygotowywali się do strzału...
- Ognia!- zagrzmiał Omus, główny dowódca, strzelcy podpalili pociski, które godziły cielska żywych trupów, pierwszej fali nadciągającego koszmaru. Cała polana została oświetlona zapalonymi bełtami i strzałami, teraz każdy ujrzał z czym przyjdzie się zmierzyć...
Wataha gnijących cielsk zbliżała się, odór był nie do zniesienia, widać było ich szpony i nienaturalnie wykrzywione kończyny, a nawet korpusy. Niektóre ciała miały ropiejące guzy, inne rozcięcia, którymi wychodziły zgniłe organy lub dziwna żółta maź.
- Topornicy, atak! - ryknął Omus - setki pochodni ruszyły, wbijając się w truchła, a dało się słyszeć jedynie nieludzkie krzyki i jęki. Wszystkie Nagackie pochodnie zgasły, jedna po drugiej, chwilę później zgasły wszytkie. Wśród oddziałów zapanowała panika, każdy jak najszybciej chciał znów wznienić ogień, jednak... Za późno.
W ciemności dało się słyszeć jedynie wrzaski, jęki, tak głośne i przerażające, że przeszywały uszy jak strzały. Udało się wreszcie znów zapalić pochodnie, jednak to było zwiastunem czegoś znacznie gorszego, niż ciemność. Wojska Xuru ujrzały to jako pierwsze. Trupy były tuż przed nami... Nikt nie zdążył nawet zareagować, zgniłe truchła rzucaly się na żołnieży, rozdzierając im pancerze i rozrywając ciała, krew była wszędzie, ożywieńcy wbijali szpony w przerażonych ludzi, nim dowódca wydał rozkaz, wojownicy rozpierzchli sie, a każdy próbował chronić własne życie.
Zimną krew zachowali jedynie ludzie Tevaru i Dębowych Gór. Ruszyli do ataku, z trupów lała się żółta i zielona posoka, żołnierze umierali rozrywani na strzępy, a fekalia walały się wszędzie. Fale nieumarłych zalewały zdruzgotanych wojowników...
- Do ataku! dalej, za naszą ziemię! - Kryptos zagrzewał ich do walki, choć był zwykłym piechurem, jednak tym, co nim wstrząsnęło, była śmierć Francisa, który tuż obok niego został powalony i rozszarpany...
Kryptos upadł, obraz zaczął ciemnieć mu przed oczami, ostatnie co pamiętał, to szarża ludzi z Zakonu, później była tylko ciemność...
.............................................................................................................................................
Później była tylko ciemność, a ciemność zaczęła przeobrażać się w słabe zarysy, czuł, że ktoś go ciągnie, czuł odór zgnilizny... Zapach śmierci, widział krew i rzeź, po czym znów zapadła ciemność.
...........................................................................................................................................
Kryptos otowrzył oczy, czuł niewyobrażalny chłód. Po kilku minutach oprzytomniał, zaczął dochodzić do siebie i czuć ból, niewyobrażalnie wielki ból przeszywający całe ciało, wtem zauważył, że jest przybity do skalnej ściany wielkimi zardzewiałymi gwoździami.
Teraz dopiero zorientował się, iż jest nagi, a jego ciało zdobią nieznane mu znaki wyżłobione na jego skórze. Powoli uniósł głowę, sala w której się znajdował, miała na środku kamienny ołatrz z namalowanym na środku pentagramem.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Spodziewał się najgorszego, na środku sali stanęła zakapturzona postać w wyblakłej brązowo-pomarańczowej szacie z naramiennikami, przedstawiającymi pysk nieznanego mu stworzenia z rogami. Cokolwiek to było, emanowało najczystszym złem i koszmarem. Spod kaptura dało się zauważyć czerwone, świecące ślepia. To coś podeszło pod ołtarz i wyjęło zakrzywiony nóż. Kryptos słyszał niewyraźnie pomruki tego tworu, widział jak postać zdejmuje kaptur, ukazując łysą głowę. To coś przypominało człowieka. Wkótce pomróki przerodziły się w krzyk, cała sala zatrzęsła się, a pentagram złowrogo jarzył się krwistym kolorem. Istota rzekła do Kryptosa sykliwym głosem:
- Nędzniku, twój czas dobiegł końca, koniec waszego kraju będzie nowym początkiem panowania Kultu Przeklętych!
.......................................................................................................................................
Krypots nie usłyszał nic więcej, obudził się w tej samej sali, lecz przykuty do ołtarza, a pięć zakapturzonych istot stało wokół niego odprawiając nieznany mu obrzęd. Każda postać trzymała w ręku szeroki, zakrzywiony nóż. Postacie umilkły, by chwilę później wbić noże w nadgarstki, kostki i klatkę piersiową nieszczęśnika.
- Dokonało się - powiedział jeden z nich - oto ostatni plugawiec złożony w ofierze naszemu Panu, to koniec!
Pozostała czwórka skinęła głowami i powtórzyła - Dokonało się!
Tak nastał czas grozy i śmierci, Sejtan jeszcze długo miał siać spustoszenie, a Kult Przeklętych odzyskał dawną potęgę. Miną lata, zanim ludzkość znów stanie na nogi, zanim Kryptos znów otworzy oczy, ale to zupełnie inna historia...